cynamonowo - imbirowa owsianka z gruszką i masłem orzechowym; kawa z mlekiem
Jak mówiłam, tak zrobiłam. Wczoraj 24km fajną trasą, którą biegałam w wakacje. Samotnie, bez psa, bo został w domu. Nie czułam zmęczenia, ale kiedy zobaczyłam, że biegnę już prawie 2h, to mój umysł a nie ciało chciał już skończyć trening. Dawno nie biegałam więcej niż dystans półmaratonu (21km), ostatni bieg na 28km był w styczniu. Potem tylko lekkie przebieżki zimowe, głównie po około 13km.
Wczoraj nie nastawiałam się na konkretny dystans, miało być w rodzaju "zobaczymy w jakiej formie jesteś po zimie". Forma dobra, ale było dużo lepiej (dobra, już nie narzekam).
Samotność długodystansowca to przebywanie sam na sam ze swoimi myślami i z samym sobą przez długi okres czasu. Czasami okazuje się to ogromnym wyzwaniem, niekiedy po prostu przychodzi ochota na tylko swoje towrzystwo. Na początku nasze myśli uciekają do spraw najbliższych, czyli takich, które wydarzyły się niedawno, mamy chwilę, żeby wszystko przeanalizować, zastanowić się nad swoimi ostatnimi decyzjami - albo tymi, które mają nadejść. No właśnie. Ze mną jest tak, że kiedy muszę coś mocno przemyśleć, to zakładam biegowe buty i myślę przez kilka(naście) km. Zachwycam się krajobrazem, lasem, odkrywam fajną nową trasę, albo jeszcze bardziej zaprzyjaźniam się z obecną. W pewnym momencie trenigu przychodzi czas, kiedy wyłączam się na wszystko. Mój mózg nie narzeka już, że mogłam zostać w fotelu z książką i kawą. Moje nogi wystukują rytm, ciało automatycznie skręca w dobrze znaną ścieżkę. Nie myślę o tym, co robię, wykonuję kolejny krok automatycznie, bez udziału świadomości. Świadomość wraca, kiedy nogi stają się cięższe, słońce już nie jest przyjemne i ciepłe, ale gorące i oślepiające. Przychodzi chwila, kiedy każdy kolejny krok to walka z samym sobą, kiedy wyczuwam każdy najdobniejszy kamyczek pod stopami, na który pół godziny wcześniej nie zwróciłabym uwagi. Tutaj znowu załącza się zrzędzenie głowy, która natrętnie próbuje mnie przekonać, że to ten moment, kiedy mam skończyć trening, nieważne, że jestem w środku lasu, na łące czy centrum miasta. Tym bardziej, kiedy biegam sama (bo nie znalazłam jeszcze towarzysza na +20km). Robi się nudno, bo nie mam się do kogo odezwać, bo przecież już nieprzyzwoicie długo robię to samo, biegnę i biegnę i nie zanosi się na koniec. Śpiewam wtedy piosenki z MP3, żeby chociaż przez chwilę móc poudawać, że nie tylko biegnę, ale też mówię, rozmawiam przecież ze sobą. Każda sprawa wydaje się być wtedy źle rozwiązana, znajduję tysiąc innych pomysłów na radzenie sobie z daną sytuacją. Nic się nie dzieje, wciąż drzewa i drzewa, czasami tylko jakiś zając albo sarna przebiegnie.
Mimo wszystko tęsknię za samotnymi długimi biegami w swoim towarzystwie, jeśli odległość między nimi jest zbyt długa. Długodystansowiec samotnik uzależnia się od samotności właśnie. Wyrywa się ze zgiełku, z natłoku spraw, z codzienności. Ucieka do swojego świata, który kreuje tylko on. Bieganie otwiera furtkę do nowej, lepszej, ale i wymagającej dyscypliny i samozaparcia rzeczywistości. Ten świat cię ochroni, zapewni spokój, oderwie. Ale nauczy też kontroli, nieugiętości. Uczy pokory i cierpliwości. Bo przecież nie każdy trening jest dobry, nie na każdym jest rekord. Pokaże jak znosić ból i niemoc. Poprowadzi od porażki do zwycięstwa.
łał, bardzo Ci gratuluję takiego dystansu! ja nawet o takim jeszcze nie marzę haha :D
OdpowiedzUsuńgruszka i imbir to pyszne połączenie! plus masło orzechowe... niebo!
Podziwiam za taki dystans. ! :)
OdpowiedzUsuńWszyscy kuszą mi masłem orzechowym. :( :P
Uwielbiam połączenie cynamonu i gruszki. :)
OdpowiedzUsuńGratuluję dobrej formy! :)
Ale pięknie piszesz o tej swojej pasji. Widać, że bieganie jest ogromną częścią Ciebie i że kochasz to co robisz, a to jest najważniejsze :)
OdpowiedzUsuńpodziwiam Cie, bo chyba nie bylalbym w stanie tyle przebiec...
OdpowiedzUsuńO kurczak! To pobiegłaś:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie,własne-często umysł ma dość, mimo ze ciało może dalej-to jest straszne!
Owsianka jak zwykle pełna pYsznosci:)
także nie mam pojęcia, czy byłabym w stanmie przebiec taki dystans sama.. :O
OdpowiedzUsuńIdealnie to wszystko opisałaś. Pamiętam tę samotność, bardzo ją lubiłam. I gratuluję serdecznie :)
OdpowiedzUsuńA gruchę z masłem uwielbiam!
gruszka <3 oddawaj!
OdpowiedzUsuńjestes niesamowita wiesz i do tego piekne piszesz :)
OdpowiedzUsuńcu-do-wna. ;))
OdpowiedzUsuńCzęsto - kiedy tak odpłynę gdzieś myślami ze słuchawkami w uszach - to sama się sobie dziwię, że trafiam akurat tam, gdzie trafiam, nie pamiętam drogi, trasy, otoczenia, innych ludzi, mijanych obiektów... nic. Niesamowite uczucie, takie totalne off, totalne wyłączenie, a jednak autopilot:)
OdpowiedzUsuńpycha owsianka, gratuluję <3
OdpowiedzUsuńZazdroszcze tak długiego wybiegania! Szkoda mi strasznie, że teraz niestety biegać nie mogę :<
OdpowiedzUsuńz masłem orzechowym <3
OdpowiedzUsuńPysznie gęsta, i to rozpuszczające się masełko, mmm :)
OdpowiedzUsuńZnakomity dystans, gratuluję :)
OdpowiedzUsuńCudowna konsystencja owsiankowa :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie to napisałaś, aż chciałoby się ubrać biegowe buty i pobiec. Przed siebie. Dla siebie. Poczuć tą wolność :)
Jestem pod ogromnym wrażeniem. Podziwiam długodystansowców ; )
OdpowiedzUsuńale ślicznie prezentuje się ta miseczka:)
OdpowiedzUsuń24 km? Podziwiam, chciałabym kiedyś...
OdpowiedzUsuńsmakowite śniadanie!
OdpowiedzUsuńGratuluję Ci :) Pniesz się coraz wyżej. A śniadanie... Och, jak zawsze smaczne i sycące.
OdpowiedzUsuńNaprawdę niesamowity dystans, gratuluję!!
OdpowiedzUsuńA owsianka świetna, wygląda tak niezwykle kremowo. :)
przebiegłaś 24 km? :O matko, wielk szacun :) ja bym tyle nawet nie przeszła, rowerem bym nie przejechała, a Ty brzebiegłaś! :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam jak piszesz:) Widać, że kochasz biegać, a przy okazji i mi motywacji dodajesz, ale taki dystans..! Podziwiam bardzo;D
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że też kiedyś będę biegać takie trasy.. <3 podzwiam
OdpowiedzUsuńdobrze się Ciebie czyta :)
Gratuluję, piękny dystans! :))
OdpowiedzUsuńOwsiankę porywam ;D
Mam pytanie jeszcze jedno co do Półmaratonu.. co po nim? chodzi mi tutaj o kwestie treningów/biegania? :)
OdpowiedzUsuńWow , gratuluję dystansu ! Nie wybrażam sobie takiego wyniku :)
OdpowiedzUsuńNiesamowita kondycja,
Pierwszego dnia po połówce to wejście po schodach było dla mnie jak mont everest :p zakwasy miałam jeszcze przez 4 dni, stawiałam na joge, spacery i pilates. 4 dnia wyszlam pobiegac, wolno, żeby nie przeciążać nóg. organizm sam Ci podpowie co dla niego najlepsze :) jeśli korzystalas z jakiegoś planu to zacznij nowy, albo zdaj się na intuicję :)
OdpowiedzUsuńok dzieki bardzo ;P
Usuńja jeszcze takiej trasy nigdy nie zrobiłam, ale wszystko przede mną:) to o czym piszesz... też tak mam, rozumiem Ciebie doskonale :)!
OdpowiedzUsuń