orzechowa szarlotka: płatki owsiane, pieczone jabłko, nerkowce, cynamon, mleko (zmiksowane)
Dawno nie biegałam tylu km! Od maratonu to moje najdłuższe wybieganie. Wczoraj straszna pogoda była, deszcz naprzemiennie ze śniegiem sypał. Myślę sobie - no, Sylwia, Kabacki jest dzisiaj twój, daj tam czadu, dziewczyno! Oczywiście myślałam sobie tak, jak jeszcze w domu siedziałam i wszystko przez szybę mnie dotyczyło. Ale, że w sobotę sobie pofolgowałam, odpuściłam i w ogóle, to w niedzielę trzeba ładnie pobiec, coby nie było, że słaba jestem, a przecież ja lubię sobie tak daleko, nudno i wolno człapać. No ba.
Sponiewierał mnie ten dystans wczoraj, oj tak. Zaczęło się ładnie, ale przy 16km miałam kryzys mocy. Leciałam na rezerwach energii, totalnie pusty bak, te treningi w tygodniu dopiero wczoraj pokazały, jak bardzo dały mi w kość. Okostne były cicho, ale zakwasy w udach powodowały, że z każdym kolejnym kilometrem miałam wrażenie, że ktoś mi przyczepia do nóg 10 kg. Jedna część mnie chce już skończyć bieg, zejść natychmiast z trasy, jechać do domu, zakopać się w koc i nie wychodzić do wiosny. Druga jednak część, ta ambitna mówi "Sylwia, nie świruj, tyle już pobiegłaś, no proszę cię. Zresztą - wszyscy wiedzą, że masz taki dystans do zrobienia, nie bądź głupia, potem będziesz umierać, gnaj!". Posłuchałam tej ambitnej, dobrze zrobiłam, no, może z tym gnaniem to przesadziła, bo tak sobie truchtałam niezamęczająco. Playlista to mi się tysiąc razy przewinęła, jakaś nowa muzyka potrzebna, a może na takie dystanse jakieś audiobooka sobie zarzucę. Zobaczy się, bo dla mnie ta forma książki jest nie do przyjęcia, aleale.
Dzisiaj sobie aplikuję umieralnię. To znaczy, że leżę i się byczę. No, w przypływie mocy (mhm, jasne, przypływ mocy przy umieraniu) trzasnę jogę, coby mięśnie trochę odciążyć. No bo w końcu od wtorku znowu lecę z moim cudownie wykańczającym każdą komórkę w ciele treningiem.
Jejku! Jestes niesamowita!
OdpowiedzUsuńherkules z Ciebie, nie mam słów!
OdpowiedzUsuńaudiobuk niegłupia sprawa, rzymskie prawo sobie zarzuć :D
wow, podziwiam :D
OdpowiedzUsuńa "szarlotka" cudnie wygląda :)
Aplikowanie umieralni kiepsko brzmi.
OdpowiedzUsuńZaaplikuj sobie 'przetrwalnię'.
Trzasnąć jogę... to brzmi jak oksymoron!:)
Ale kremowa i delikatna ... cudowna .
OdpowiedzUsuńPolecam audiobook do biegania! Też nie akceptowałam książki innej niż papierowa ale kilka razy pobiegałam i mi się zmieniło :D Poza tym podwójnie dobre uczucie, po pierwsze biegasz po drugie czytasz i w ten sposób masz ładnie spożytkowany czas na tyle przyjemnych i potrzebnych rzeczy ;)
OdpowiedzUsuńwww.foodandphoneaddicted.blogspot.com
odpoczynek zdecydowanie Ci się należy! ;)
OdpowiedzUsuńnajlepsza szarlotka w formie śniadaniowej jaką widziałam <3
Najlepiej , ale mam ochotę :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cie ogromnie! Mi przez naukę nie chce sie nawet w domu ćwiczyć...
OdpowiedzUsuńA śniadanie wg mnie idealne:-)
Pyszne śniadanko, niesamowicie pożywne i zdrowe c: Ja nie przestanę powtarzać, że Cię podziwiam za to bieganie c: Ćwiczyć ćwiczę też codziennie, ale żebym miała w taką pogodę o takich porach się wygrzebywać? Ojej brrrr c: Podziwiam, naprawdę :))
OdpowiedzUsuńTe kryzysy w bieganiu są najgorsze, ale podziwiam Cię za dystans, super :) Trzeba walczyć, uwielbiam ten stan po treningu :)
OdpowiedzUsuńA szarlotkę w szklance porywam <3