czwartek, 10 kwietnia 2014

*391*

jajecznica na maśle ze szczypiorkiem
chleb, papryka

Codziennie wchodzę na stronę Cracovii, jaram się swoim numerkiem startowym, zamykam stronę i idę na trening. Tak to działa. Motywacja level master, w dodatku podobno 7 szczęście przynosi, nie? No bo ten numerek ma 7, oj ma, ale na razie cicho, powiem Wam kiedyś, jaki to numer był. Jeszcze zapeszę i co?
Zakresy w środę są złem. Bo dlaczego nie we wtorek? Mam wtedy najwięcej siły i jestem głodna szybkiego biegu po wolnym człapaniu kilometrów w niedzielę. Dlatego ja, mistrzyni w podejmowaniu złych decyzji (może jakieś zawody z tej dyscypliny kiedyś?) biegam sobie szybciutko we wtorek, jest tak super, jest pięknie. Oczywiście biegam sobie w strefie komfortu, wiem, że do niedzieli jeszcze sporo zostało i trzeba energię oszczędzać. Więc trening na luzie, podziwiam widoczki, opalam się pewnie też troszkę (po to przecież te krótkie spodenki zakładam), hajlaf totalny, mogę tak codziennie. No, ale naprawdę coś trzeba zrobić, żeby tę środę z wtorkiem zamienić, czy jak. A może by tak wcale bez zakresu (no way, te endorfinki, mrau). Aha, i zakres 8x1000m jest najgorszą rzeczą na świecie. Totalnie się zajechałam, poprawił mi się czas z 1 km z 4:00 na 3:31 (fanfary!). Nawet nie wiedziałam, że umiem osiągnąć takie prędkości, że najgorszy czas na tysiąc wczoraj to 3:52. Miazga jakaś. Zmachałam się strasznie i ja już nie chcę takich zakresów na odcięciu totalnym. Ja sobie będę śmigać moje zakresy po 4:30 i będzie super. Ale te endorfinki.... W dodatku nie muszę tak szybko machać zakresów przygotowując się do maratonu. Dzisiaj pokutna dycha w żółwim tempie będzie, bo zakresy wczoraj miały być po 4:00. No tak, ale ja to ja, musiałam po swojemu.
Jak dobrze, że już mi się sezon startowy zaczął, bo od razu lepiej się śmiga jak perspektywa zawodów za rogiem. Oczywiście nierozerwanie z sezonem startowym rozpoczął się sezon, w którym moja lewa noga grozi mi amputacją jeśli nie przestanę biegać. Własna noga takie rzeczy mi mówi. Ja wiem, że się jej nie zawsze chce, że ma gorsze dni, no ale naprawdę, niech mnie tak nie szantażuje, bo się pokłócimy. Generalnie ciągle przypomina o swoim istnieniu. Kostka kolano okostna. okostna kolano kostka. kolano okostna kostka. Wybierz zestaw. Ale nie besztajcie mnie, bo ja tu zaraz litanię przeczytam, że powinnam o siebie dbać. Dbamdbam. Przecież ja nie biegam od miesiąca, a już od kilku lat ;)

5 komentarzy:

  1. faktycznie dziś się zgrałyśmy ;) ostatnimi czasy jajecznica to moje ulubione śniadanie zaraz po owsiance ;)
    okostna...okropny ból, najgorzej, że niewiele da się z nim zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie proste, a takie pyszne :)

    ja juz nie moge czytać tych Twoich notek, bo będę Cię miała za nadczłowieka jakiegoś :D

    OdpowiedzUsuń
  3. 7 naprawdę przynosi szczęście!
    w zeszłym roku na półmaratonie biegłam z numerkiem "127" i byłam pierwsza :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wariatka,totalna normalnie gorsza niż Skowron moj*to komplement takiii serio;*

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...