czwartek, 17 października 2013

*274* Grand Prix Pionki


budyniowa kasza manna na mleku z bananem, orzechami laskowymi i syropem z agawy

Grand Prix Pionki etap jesienny "Bieg Papieski"
Przed biegiem
Rano i już w autobusie jestem rozluźniona. Hej, przecież trenowałam. Hej, przecież robię to dla siebie, nie muszę nikomu nic udowadniać. No właśnie - dla siebie. Dlatego chcę być najlepsza, dlatego chcę mocno pobiec i dać z siebie wszystko. Chcę powalczyć o podium.
Deszcz siekający z nieba zmusił mnie i Ninę (tym razem Nina w roli kibica) do biegu na miejsce startu. Część rozgrzewki za mną ;)Odbieram numerek startowy, szybko przebieram się w biegowe ciuchy, i bacznym okiem obserwuję wszystkich po numerki podchodzących. Widzę dziewczyny z trenerem. Dziewczyny, z którymi nie mam szans. Ale kurcze, czy tylko dlatego mam się poddać? Staram się myśleć pozytywnie i choć w tym momencie ogarnia mnie niesamowity stres, to staję na linii startu. Garmin! Garmin jest rozładowany i sygnalizuje mi to cały czas. Mimo 11% włączam GPS z nadzieją, że te 5km wytrzyma. Nie wytrzymał nawet jednego.

W trakcie
Startuje mocno. Bardzo mocno, ale nie wiem z jaką prędkością, bo zegarek pokazuje mi jedynie ile czasu biegnę. Nie ma też oznaczonych kilometrów. Biegłam już tędy raz, dam radę i drugi. Nawet bez zegarka i kilometrów. Dwie dziewczyny przede mną. Biegnę szybko, czuję się świetnie. Około 3km coś się zepsuło. Wyskoczyła mi rzepka. Szybko to opanowałam, ale straciłam kilka(naście) sekund i trzecią pozycję... Gonię, gonię, ale zawodniczka przede mną mocno przyspiesza. Mam siłę, ale boję się o kolano. Utrzymuję tempo. Las jest śliczny. Czy mówiłam, że biegniemy w lesie? Jest ciepło, kolorowo i cudownie pachnie. I nogi nie bolą. Bo biegniemy po leśnych ścieżkach, a moje stopy je uwielbiają. Szkoda, że to tylko 5km. Nie lubię takich krótkich tras. Zdecydowanie najlepiej czuję się na dziesiątkach i półmaratonach. 

Po
Wbiegam na metę. Zmęczona, bo biegłam mocno, ale szczęśliwa. Co z tego, że nie jestem w pierwszej trójce, skoro zegar pokazuje, że biegłam 22minuty i 28sekund brutto. Ambicja zadowolona, tylko nogi nie zmęczone ;)
Stoimy z Niną i oklaskujemy wygranych stojących na podium. Ku mojemu zaskoczeniu okazuje się, że jest klasyfikacja wiekowa, w której zajęłam pierwsze miejsce. Dostałam książkę-album o Janie Pawle - wszakże to Bieg Papieski i koszulkę. 
To był dobry bieg. Szkoda, że taki krótki :)


Czekam na kolejny, ostani już, etap Grnad Prix Pionki. Wtedy też będą zdjęcia i podsumowanie całej imprezy. Ale to dopiero w grudniu! 
Tymczasem czekam na listopad, na oczekiwanego gościa, na Bieg Niepodległości.

7 komentarzy:

  1. Znamy tego oczekiwanego gościa, znamy:))
    Czekamy na Wasze wspólne biegowe relacje, a póki co:
    'wyskoczyła mi rzepka' - zabrzmiało jakby to było takie byle co, bo pewnie dla biegacze nie jest to jakiś strasznie ważny 'ubytek', skoro można samodzielnie go 'naprawić', ale fajnie to się przeczytało:))

    OdpowiedzUsuń
  2. ooo ostatnio króluje manna widzę :D i dobrze <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Manna rządzi :D ! U mnie dziś też zagościła na śniadanie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję biegu pomimo tego, że wyskoczyła Ci rzepka pobiegłaś dalej ;)
    Ja biegnę 5km w niedzielę z kontuzją..ale jak będę miała taki czas jak Ty, będę mega zadowolona! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię Twoje relacje - chociaż nie interesuję się specjalnie sportem, czytanie o emocjach towarzyszących Ci podczas biegi jest dla mnie przyjemnością. :) Widać pasję i prawdziwe uczucia.
    Orzechy laskowe! <3 Ostatnio moje ulubione! Jutro muszę coś z nimi przygotować.

    OdpowiedzUsuń
  6. widzisz, czasem ciało za ambicją nie nadąża. w tym przypadku to i dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. gratulacje ! świetna, ciekawa relacja, na prawdę lubię je czytać i razem z tobą przeżywać to jeszcze raz :)
    smaczne i proste śniadanie, ale przecież takie są najlepsze ! :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...