Bieg dookoła zoo w Warszawie, to fajna, kameralna rodzinna impreza. Było symaptycznie, pozdrawiam Kasię, którą się wzajemnie motywoałyśmy na trasie. A to wbrew marnym 10km było potrzebne wczoraj. Znalazł się nawet podbieg (i to x3). Pogoda była okropna podczas biegu. Było bardzo duszno, parno. Od 7 rano nie miałam łyka wody w ustach, bo liczyłam na to (ach, ten mój optymizm), że w 'miasteczku biegacza' (kawałek parku praskiego z muszlą koncertową) na pewno woda będzie i zdążę się napić przed biegiem. Nic z tego. Zostałam uprzejmie poinformowana przez wolontariuszki, że woda dopiero na mecie. Pomyślałam "trudno, przeżyję. To tylko 10 km". Przeżyłam, ale ciężko było. Na 5km zakręciło mi się w głowie, zwolniłam. Obrałam tempo 5:10min/km, bo przy szybszym powracały nudności i ból głowy. Nie było punktu z wodą i chociaż nigdy nie korzystam, teraz zrobiłabym to z wdzięcznością.
W zoo były znudzone lamy, nie zwracające najmniejszej uwagi na biegnących, wilk leśny wyglądający jak przerośnięty lis (a może to był lis leśny?). Były żubry, jakieś ptaki. Szkoda, że biegliśmy tylko przez jedną ulicę w zoo i nie było żadnych zwierząt, które szczególnie bym chciała zobaczyć (w którejś z edycji biegu na spacer ze swoją opiekunką wyszła tygrycica, to dopiero musiało być fajne!). Do tego wszelkie opary unoszące się z pieczonych gofrów, waty cukrowej, etc, wcale nie ułatwiały biegu, w tym momencie ten zapach nie zachęcał do zajadania się, wręcz przeciwnie. Na trasie byli bębniarze, super grali, dodawali wiatru w nogach. Byli przebierańcy - widziałam motyle, kota, żyrafę. Dopingowały nas też dzieciaki (które też miały swój bieg). Fajnie się przybija piątki takim maluchom. Na mecie marzyłam jedynie o łyku wody, którą dostałam gazowaną (o zgrozo). Dostaliśmy fajne medale z ryczącym gorylem (na początku myślałam, że to lew i nie tylko ja się na to nabrałam). Po biegu były jabłka, sałatki Fit&Easy, dobra kawa.
Sałatka po biegu: mix sałat, szynka, pomidorki koktajlowe, słonecznik, oliwa z oliwek, mozzarella; chleb chrupki |
Poczekałam na bieg dzieci, krzyczałam w niebogłosy dopingując maluchy. Szczególne wrażenie zrobiły na mnie przedszkolaki, pędzące ile sił w nogach (niektóre nawet z rodzicami za rękę;)), dumne z siebie na mecie.
Wspominam miło, bezskutecznie szukam zdjęć (na stronie biegu nic o nich nie wiadomo, a byli fotografowie).
Mój czas: 52:56 (349/843 w klasyfikacji generalnej, 46 m-sce w klasyfikacji kobiet).
opieczona grahamka z masłem, jajecznicą, szczypiorkiem, solą morską i pieprzem/ masłem, ogórkiem, solą morską i pieprzem.
świetnie to wszystko opisujesz, aż sama mam ochotę wyjść z domu i gdzieś pobiec :D
OdpowiedzUsuńjajecznica na bułce, pycha! często tak robię :-)
współczuję braku wody w tak kluczowym monencie, to aż dziwne, że nie było jej ani na trasie ani przed startem.
OdpowiedzUsuńa Twoje dzisiejsze śniadanie jest pyyycha <3 mowiłam to ja, maniaczka jajecznicy ;DD
Fajny ten bieg, a bez wody... ciężko, podziwiam, że dałaś radę. Śniadanie świetne- proste, szybkie i smakowite :D
OdpowiedzUsuńBardzo zazdroszczę możliwości biegania, jak się jeszcze odchudzę trochę też będę, teraz zostaje mi tylko rower ze względu na stawy.
OdpowiedzUsuńAle się zgrałyśmy z jajecznicą na bułce :D
OdpowiedzUsuńPyszności.
Tez na początku pomyślałam, że to lew! Gratuluje ukończenia, mimo tak trudnych warunków ; )
OdpowiedzUsuńgratuluję ;)
OdpowiedzUsuńświetne kanapeczki ;))
kameralna? Fajnie brzmi;D
OdpowiedzUsuńjajecznica mniam, uwielbiam na toście:)
a w krakowie dzisiaj maraton, który zresztą pokrzyżował moje zakupowe plany, bo wszystkie ulice pozamykane, a z moją kostką wlec się do centrum miasta to raczej nie jest dobry pomysł. w innym wypadku pewnie nie myślałabym nawet o zakupach, tylko biegała z innymi. :D
OdpowiedzUsuńszkoda, że byłam w pracy...często podaję jajecznicę na grzankach :)
OdpowiedzUsuńno to tym bardziej gratuluję biegu! ;) oj już marzy mi się udział w czymś podobnym ;)
OdpowiedzUsuńTeż się dałam nabrać na lwa :D Gratuluję biegu :)
OdpowiedzUsuńA dzisiaj pyszny klasyk, też miałam zajadać jajecznicę :D
swietna relacja i smieszny ten medal ^^ podziwiam ze dalas rade bez wody ja nie potrafilabym jak ty
OdpowiedzUsuńi mialam to samo na sniadanie dzis :D tylko bez szczypiorku ;)
Usuńp.s.musisz koniecznie kiedys przyjechac do trojmiasta! zabiore cie do moich pieknych lasow w ktorych biegam niestety tylko w nd :) niedlugo wstawie zdjecia to sama zobaczysz ^^
O, to chyba się skuszę, bo uwielbiam taką scenerię ;)
UsuńWchodzę i patrzę : "O, ale fajny medal z lwem", a tu niespodzianka :D
OdpowiedzUsuńfajne te kanapeczki z jajecznicą.:)
OdpowiedzUsuńŚwietna relacja :) Bieganie nie jest moją pasją, ale przez chwilę sama potrafię się zafascynować bieganiem, kiedy opisujesz to z taką jakąś podświadomą... radością? :)
OdpowiedzUsuńchyba dziś zjem bułeczki z jajecznicą, pokusiłaś mnie ;)
OdpowiedzUsuńfajna relacja ;D
Wspaniała relacja i gratuluję biegu! :)
OdpowiedzUsuńTa kanapeczka z jajecznicą, cudo. Pyszne śniadanie.
No, ale przynajmniej pobiegalas i dostalas medal ;D
OdpowiedzUsuńpyyycha <3
OdpowiedzUsuńfajny medal ;D
Też myślałam, że to lew! Ja chyba nie jestem taka wytrwałą kiedy mi się kręci w głowie i mam mdłości, ale podziwiam;)
OdpowiedzUsuńPyszne śniadanko! Sporo blogerów je na niedzielne śniadanie jajecznicę.
porwałabym Ci tą z jajecznicą :)
OdpowiedzUsuńja miałam się pojawić, pokrzyczeć, ale wciąż chora jestem. szkoda
OdpowiedzUsuńostatnie zdania o dzieciach i przedszkolakach...nie wiem czemu, ale zawsze mnie takie rzeczy rozczulają... to takie słodkie ;)
OdpowiedzUsuńTen medal jest świetny! :) Gratuluję, brak wody to koszmar przy takiej duchocie :< Też lubię przybijanie piąteczek, u mnie przez wolontariuszki, daje kopa :)
OdpowiedzUsuńGrahamka z aldika? :> Bo ja kupuję identyczne właśnie tam :D
nie mam pojęcia skąd bułka, bo tata kupował :P
UsuńTy to się nabiegasz na tych zawodach :D zazdroszczę Ci tych wszystkich zawodów ;p
OdpowiedzUsuń